Rudawiec – 1112 m n.p.m.
Po styczniowej wyprawie na Rudawiec (1112 m n.p.m.), już zacząłem szukać raków na zimowe wędrówki… Stopień oblodzenia szlaku trochę nas zaskoczył. Fragmentami musieliśmy schodzić z utartej ścieżki, aby móc w ogóle przejść dany odcinek.
Spis treści
Rudawiec to szczyt leżący w Górach Bialskich i zaliczany jest do Korony Gór Polski, mierzący 1112 m n.p.m. Nie jest to jednak najwyższy szczyt Gór Bialskich, bo jest on dopiero na trzecim miejscu. Po Polskiej stronie, w Górach Bialskich najwyższy jest Postawna (1117 m n.p.m), następnie Brusek (1116 m n.p.m.). Jednak przez powyższe szczyty nie przebiega żaden szlak turystyczny, dlatego też to Rudawiec załapał się do grona 28 szczytów zaliczanych do Korony Gór Polski.
Wyprawa wyszła nieco spontanicznie, bo decyzja zapadła dzień wcześniej, a na dodatek w środku tygodnia… ale cóż… na leśno-górskie szwędanie każdy dzień jest dobry.
Parking
Szukając informacji niezbędnych do wejścia na Rudawiec, znalazłem informacje, aby rozpocząć w wiosce Bielice, na samym końcu wioski, na przeciwko budynku Nadleśnictwa znajduje się mały parking. Nawigacja pokierowała nas przez Orłowiec, a więc już sam dojazd był dość ciekawy. Wioska Bielice to ostatni punkt na trasie, nie da się stąd dojechać samochodem nigdzie dalej, można tylko zawrócić.
Na miejscu okazało się, że przed naszym parkingiem postawiony jest szlaban oraz znak „zakaz wjazdu”, na szczęście szlaban był podniesiony do góry, zatem wjechaliśmy tak jak planowaliśmy, a z racji tego że nikt się nie pojawił na horyzoncie zostawiliśmy auto i wyszliśmy w góry.
Wioska jest dość mała.. a właściwie jest to wąska droga asfaltowa, na której z trudem miną się dwa samochody osobowe, a wzdłuż drogi porozrzucanych jest kilka chat, z których większość to pensjonaty, agroturystyki itp.
Zdziwiony nieco sytuacją z parkingiem, po powrocie w doliny jeszcze raz poszukałem informacji na temat Bielic i jak znalazłem na blogu mynaszlaku.pl – zaparkować można nieco wcześniej, obok przystanku autobusowego.
Wyjście na Szlak
Wyjście rozpoczynamy wg planu, tj. o godzinie 10:00, wybieramy szlak zielony i początkowo poruszamy się mocno oblodzoną, dość szeroką drogą wzdłuż strumienia. Po jakiś 15 minutach dochodzimy do kolejnego miejsca parkingowego, stawu z wodą oraz schronu dla turystów. Cały czas towarzyszy nam piękny strumień. Jak dotąd szlak jest bardzo przyjemny i lekko wznosi się ku górze.

Po przejściu następnych około 15 minut, szlak zielony mocno odbija w prawo, ostro pod górę. W tym miejscu szlak robi się już dość wąski. Droga w dalszym ciągu jest oblodzona, a na dodatek przykryta lekką warstwą śniegu, który zapewne spadł z drzew. Nie chcąc ryzykować wcześniejszego zakończenia wyprawy, staramy się iść jak najbardziej bokiem. Mimo nie sprzyjającego podłoża, ścieżka o wiele ciekawsza niż poprzednia droga – nie ma nudy :
Po pewnym czasie wchodzimy na nieco szerszą ścieżkę, jednak nadal mocno oblodzona i właściwie to tutaj znajduje się jeden z najgorszych etapów całej podróży, jeśli chodzi o podłoże. Jednak „skacząc” po kamieniach lub omijając ścieżkę zupełnie prawą stroną, udaje nam się dostać wyżej.

Na tym etapie były najlepsze widoki na okolicę, chociaż i tak jest tutaj ich dość mało, ponieważ szlak niemal przez cały czas wiedzie tylko wśród drzew.
Dochodzimy do dość szerokiej drogi, na której wytyczone są szlaki biegowe, tutaj łączą się polskie szlaki z szlakami czeskimi, natomiast nasz szlak – zielony, każe nam iść cały czas na wprost, czyli pod górę.
Moim zdaniem, to tutaj zaczyna się najprzyjemniejsza część podróży, śniegu już jest całkiem sporo, gdy zejdzie się ze szlaku – śniegu jest co najmniej do połowy łydki (jadąc nieco się martwiliśmy oto czy będzie śnieg). Wiejący wiatr zwiewał śnieg, który wisiał cały czas na drzewach, co dawało efekt padającego śniegu, a przy okazji zacierało ślad szlaku, drzewa nie były zbyt gęsto usiane.
Szlak jest cały czas bardzo dobrze oznaczony, mimo tego że czasami nie było widać kompletnie ścieżki czy śladów innych turystów to bez problemu i zastanawiania się szliśmy cały czas przed siebie. Niemalże już na samym szczycie dochodzimy ponownie do szerokiej drogi – trasa również przygotowana dla narciarzy biegowych.
Ostatni etap szlaku wiedzie granicą Polsko – Czeską, po kilkunastu minutach na skrzyżowaniu spotykamy pierwszych turystów podczas dzisiejszej wyprawy. Stąd już mamy tylko 400 metrów do samego wierzchołka Rudawca.
Rudawiec 1112 m n.p.m.
Ze szczytu raczej nie ma spektakularnych widoków – wszędzie dookoła drzewa, obchodząc nieco szczyt, można sobie pozwolić na odrobinę panoramy na okolicę, jednak to wszystko. Na szczycie znajduje się pieczątka, którą można sobie przybić jako potwierdzenie zdobycia kolejnego szczytu KGP.
Ze względu na dalsze plany na dzisiejszy dzień, schodziliśmy tym samym szlakiem, niestety z Rudawca nie ma zbyt wiele możliwości przyjemnej konfiguracji szlaków, aby wrócić tego samego dnia na parking w Bielicach.
Trasa na Rudawiec i z powrotem to prawie 10 kilometrów, nam zajęła około 4 godzin.
Na plus wyprawy należy dodać iż niemal przez cały czas brak jest zasięgu w telefonie 😉
W trakcie całej wyprawy spotkaliśmy tylko kilku turystów – na samym szczycie oraz w drodze powrotnej na samym dole, natomiast podczas całego przejścia nie było nikogo, a nawet ślady pozostawione wyglądały na takie sprzed kilku dni.
W pigułce
- Najkrótszy szlak wiedzie z wsi Bielice, parking darmowy.
- Mało widokowy szlak
- Brak zasięgu w telefonie
- Mało turystów
- Przy okazji można zdobyć również Kowadło
Mapa
Galeria zdjęć
Wędrówka
Dzień wędrówki: 16.01.2020