Wielka Sowa z Kamionki – jeden z ładniejszych szlaków
W skrócie
- Jedna z ładniejszych tras w Górach Sowich
- Długość: około 14 kilometrów
- Parking: Kościół Rzymskokatolicki pw. Anioła Stróża. (mało miejsca)
- Jak na Góry Sowie, całkiem sporo miejsc widokowych
Spis treści
Wstęp
Wielka Sowa – brzmi dumnie, prawda? I słusznie, bo to najwyższy szczyt Gór Sowich (1015 m n.p.m.). Spacer na tę górę to sama przyjemność – zieleń, przestrzeń i ten klimat, który sprawia, że nagle zaczynasz się zastanawiać, dlaczego w ogóle kiedykolwiek zostawiasz góry na rzecz kanapy.

Moja przygoda z górami zaczęła się właśnie od Wielkiej Sowy w 2020 roku, więc mam do niej pewien sentyment. Tym razem postanowiłem sprawdzić szlak wychodzący z Kamionki. Było to już moje trzecie wejście na ten szczyt, ale muszę przyznać – ten szlak zdecydowanie przebija poprzednie. Początkowe widoki są jak z pocztówki, trasa miała dla mnie idealną długość na cały dzień wędrówki, a sama droga prowadzi przez takie miejsca, że nie chce się wracać. No chyba, że po termos z kawą, który został w aucie.
Parking
Jak to mam w zwyczaju, gdy trafiam do małych miejscowości, gdzie wyznaczone parkingi to raczej luksus, zaczynam od sprawdzenia, czy jest kościół albo cmentarz. To takie sprawdzone klasyki – miejsca, gdzie niemal zawsze znajdzie się choćby kilka miejsc parkingowych. Tym razem jednak plan trochę się posypał.

Pod kościołem parking był… ale na całe sześć samochodów. Wszystkie miejsca zajęte! Nie było wyjścia, trzeba było improwizować. Zostawiłem auto wzdłuż drogi za kościołem.
Szlak czerwony
Swoją wędrówkę zaczynam od szlaku czerwonego, który od razu serwuje mi niemałą niespodziankę – już po kilkunastu metrach, wystarczy odwrócić się za siebie, żeby zobaczyć niesamowite widoki na Kamionki i otaczającą je górską panoramę. To taki moment, który aż prosi się o zdjęcie na Instagram (nawet jeśli nie posiadasz tam konta 😉). Dlaczego warto to zrobić teraz? Bo potem, gdy wejdziemy do lasu, góry „znikają” na jakieś dwie godziny, aż do Polany Potoczkowej.

W tym roku grudzień wyjątkowo mnie zaskoczył – pogoda była tak łaskawa, że momentami czułem się bardziej jak w kwietniu. Słońce, przyjemna temperatura i widoczność tak dobra, że aż żal byłoby zostać w domu. Jeśli chodzi o sam szlak, to muszę przyznać, że do tych najbardziej ekscytujących raczej nie należy. Ale ma to też swoje plusy – ludzi brak. Mimo że na samej Wielkiej Sowie tłumy jak w popularnej piekarni w niedzielny poranek, to tutaj, na leśnej ścieżce, mogłem cieszyć się spokojem i ciszą.

Leśna droga prowadzi przez gęsty, spokojny las aż do Rozdroża nad Lasocinem. To taki fragment, gdzie można pozwolić sobie na chwilę zadumy… albo zastanawianie się, ile jeszcze do pierwszej przerwy na kanapkę.
Rozdroże nad Lasocinem
Po niespełna godzinie spokojnego marszu docieram do Rozdroża nad Lasocinem, gdzie znajduje się jedno samotne gospodarstwo. Według niektórych map to agroturystyka „Cicha Woda”, ale w rzeczywistości znajduje się ona trochę wcześniej.

Zaraz za gospodarstwem, na skrzyżowaniu szlaków, wkraczam na teren Parku Narodowego Gór Sowich. Znaki jasno wskazują kierunek – dalej czerwonym szlakiem, w stronę Polany Potoczkowej. Widoki? No cóż, podobnie jak wcześniej, las rządzi niepodzielnie, a góry wciąż pozostają „w ukryciu”. Ale cóż, jak to mówią – dobra wędrówka to nie tylko widoki, ale też droga sama w sobie.
Polana Potoczkowa
Dopiero po dotarciu na Polanę Potoczkową zaczyna się prawdziwa uczta dla oczu. Otaczają mnie widoki, które wynagradzają wcześniejszy, bardziej „leśny” etap trasy. Na polanie stoją dwa domy, które dodają temu miejscu sielskiego klimatu, a całość aż zachęca, żeby zatrzymać się na chwilę. To doskonały moment na odpoczynek.

Z tego miejsca do celu mojej wędrówki, czyli Wielkiej Sowy, pozostaje już niewiele. Polanę opuszczam szlakiem czarnym – to właśnie nim po raz pierwszy zdobyłem Wielką Sową, startując z Przełęczy Walimskiej, więc czuję do niego lekką nostalgię. Na ostatnim etapie trasy zmieniam jednak kolor na niebieski, co oznacza, że szczyt jest już na wyciągnięcie ręki.
Szlak niebieski
Ze względu na kaprysy zimowej aury – czyli wysokie temperatury w ciągu dnia i solidny przymrozek w nocy – szlak niebieski (a później żółty, którym schodziłem) zamienił się w lodowisko godne mistrzostw świata w łyżwiarstwie figurowym. Szkoda tylko, że zapomniałem łyżew. 😅

Dlatego złota zasada zimowych wędrówek brzmi: raczki to nie opcja, to obowiązek. Serio, nawet jeśli słońce świeci jak w maju, a termometr mówi „spokojnie, jest na plusie”, to w lesie czeka Cię miła niespodzianka w postaci szklanej tafli na szlaku.
Mnie uratowały dodatkowo kije trekkingowe – korzystam z nich przede wszystkim przy schodzeniu, w zasadzie o każdej porze roku.
Wielka Sowa
Zbliżając się do szczytu, miałem wrażenie, jakbym wchodził na zatłoczony jarmark… i w sumie się nie pomyliłem. Ostatnie dni roku, sobota, no i pogoda jak z pocztówki – Wielka Sowa tętniła życiem. Krótka przerwa, szybkie „selfie” na pamiątkę (no bo jak inaczej?) i czas ruszać w drogę powrotną.

Szlak żółty – lodowy tor przeszkód
Zaraz po zejściu ze szczytu, wymieniłem kilka zdań z turystą na temat raczków – temat na czasie, bo szlak przypominał bardziej tor do curlingu niż trasę pieszą.
Kieruję się w stronę Rozdroża pod Wielką Sową, gdzie skręcam w lewo, na mniej uczęszczany szlak żółty. I to był strzał w dziesiątkę – cisza, spokój, zaledwie garstka turystów i… powalone drzewa. No cóż, matka natura lubi czasem zaskoczyć. Trzeba było kombinować – trochę wspinaczki, trochę slalomu, ale hej, przynajmniej było ciekawiej!

Rozdroże nad Gołębiem
Od Rozdroża nad Gołębiem szlak prowadzi wąską ścieżką z jednym punktem widokowym. Tylko jednym, ale za to jakim! Góry Sowie nie rozpieszczają panoramami na każdym kroku, więc warto się zatrzymać, złapać oddech i po prostu nacieszyć oczy.

Stara Jodła – czas na decyzję
Dotarłszy do Starej Jodły, miałem wybór: iść dalej szlakiem żółtym czy zrobić delikatną pętelkę ścieżką przyrodniczą (zielony szlak). Jako że czasu miałem w zapasie, postawiłem na ścieżkę przyrodniczą. Po drodze kilka tablic edukacyjnych – idealnych, jeśli chcesz udawać, że robisz przerwę na naukę, a tak naprawdę po prostu łapiesz oddech.

Niestety nie spojrzałem dokładnie na mapę i pominąłem Siedem Sówek, znajdujących się przy ścieżce edukacyjnej – podobno warto zobaczyć, więc dodaj to do swojej listy, jeśli będziesz w okolicy i daj znać! 😉
Meta – czyli najpiękniejszy widok dnia
Gdy szlaki ponownie się połączyły, zostało już tylko kilkanaście minut marszu do… parkingu. Tak, tego widoku się nie zapomina po kilku kilometrach pieszo! 😄 Ale zanim wróciłem do auta, postanowiłem odwiedzić jeszcze jedno miejsce…

Kościół pw. Aniołów Stróżów – chwila zadumy
W Kamionkach znajdziesz kościół, który pamięta więcej historii niż niejeden podręcznik. Pierwsze wzmianki o świątyni pochodzą z XIV wieku, więc podejrzewa się, że obecny budynek to efekt przebudowy starszego obiektu.
W środku czeka na Ciebie barokowo-rokokowe wyposażenie z XVII wieku – drewniany, polichromowany ołtarz, rzeźby, obrazy… no i zabytkowy dzwon na wieży, który dzwonił jeszcze zanim ktokolwiek wymyślił smartfony.

Kościół otacza kamienny mur z XVIII wieku, a zaraz przy wejściu znajdziesz ciekawostkę – krzyż pokutny z wyrytym nożem. Ma 152 x 76 cm i jest cichym świadkiem dawnych czasów.
I tak kończy się moja wędrówka – trochę słońca, trochę lodu, odrobina historii i masa dobrych wspomnień. Jeśli szukasz pomysłu na górską wycieczkę, Wielka Sowa na pewno Cię nie zawiedzie. No chyba że zapomnisz raczków – wtedy będzie trochę bardziej „ślizgawkowo”. 😄
Mapa
Data wejścia: 26.12.2024